Tego wypadu na poszukiwania miało nie być. We wtorek 10 stycznia sprawdzałem prognozę pogody w okolicach Starego Sielca miało silnie padać, mocno wiać, a do tego temperatura miała być poniżej 4 stopni na plusie. Dwa dni później prognozy na sobotę, 14 stycznia, uległy radykalnym zmianom – żadnych opadów deszczu, słaby wiatr i temperatura 7 stopni powyżej zera. Godzina kombinowania przy kalendarzu i udało się zbudować dziurę czasoprzestrzenną na sobotni wypad na meteoryty.
Pierwszy wyjazd w roku w pojedynkę? Może lepiej nie… Szybkie pytanie na Messengerze do Astrokosmo „co z sobotą” i po chwili byliśmy umówieni na wypad w północną część elipsy pułtuskiej. Prognoza pogody skusiła jeszcze trzech kolegów na wyjazd w kosmiczną miejscówkę.
Tak oto, w sobotni poranek o godzinie 7:30, po uroczystym przekazaniu „firmowych” podkładek pod tablice rejestracyjne, wesoły czerwony autobus wypełniony 8 osobową załogą i sprzętem eksloracyjno-wyprawowym ruszył w kierunku nadnarwiańskich łąk i pastwisk. Po drodze jeszcze tylko szybkie śniadanie w Macu, zakupy w Lewiatanie w Starym Szelkowie i około godziny 10 byliśmy już na miejscu.
Nie wiem co te łąki w sobie mają, ale każdorazowo napełniają mnie taką wewnętrzną radochą, że mucha nie siada. Wytoczyliśmy się z auta i rozpoczęliśmy przygotowania do poszukiwań. Z uwagi na to, że były z nami trzy małe krasnale, Janusz przygotował Centrum Dowodzenia w pobliżu Transportera, przekazał wskazówki i sprzęt do zabawy wspomnianym trzem najmłodszym uczestnikom wyprawy i ruszyliśmy w teren.
Dzień rozpoczęliśmy od testów w dość trudnym miejscu, pełnym rud żelaza, tlenków i wysokich traw z którego ostatnio zostały wyjęte z gleby dwa ładne okazy Pułtuska. Teren o tyle ciężki, że prawie wszystkie wykrywacze ciągle tu wyją i dają wskazania na meteoryty – Rutus, Minelab i Whites, wszystkie zachowują się podobnie. Można byłoby tu spędzić parę dni na ciągłym kopaniu. Nie będę wdawał się w szczegóły, ale Deus II pokazał tu klasę, pięknie powycinał wszystkie lewe sygnały i kamienie magnetyczne – to jest temat na oddzielny artykuł, który powstanie po wypadzie i testach tego wykrywacza w południowej części elipsy spadku w okolicach Sokołowa, tam gdzie jest zatrzęsienie kamieni magnetycznych….
Po godzinie 11:00 pięciu poszukiwaczy rozeszło się w różnych kierunkach świata, machając patykami w lewo i prawo. Ten najodważniejszy, nie bacząc na dzikie zwierzęta pokroju łosia, wilka czy stada dzików skierował się bezpośrednio w gęstwinę lasu, reszta rozeszła się po łąkach.
Około godziny 13 w „Centrum Dowodzenia” zorganizowana została przerwa na odpoczynek dla wszystkich chętnych i gorący posiłek do wyboru klopsiki meteorytowe lub flaczki ze zwariowanej kaczki.
Piszący ten tekst był za daleko, w dodatku poziom wkurzenia u niego był na poziomie max. – nie włączył śledzenia w GPS i do godziny 13 nie miał zapisu z trasy. Ścieżka, która się zapisała dostępna jest poniżej:
Do wieczora nic szczególnego się wydarzyło. Trwały poszukiwania, toczyły się rozmowy na temat meteorytów w trakcie przecięcia się ścieżek poszukiwaczy i staraliśmy się złapać króliczka, który tego dnia był nie uchwytny.
Po zmroku rozpaliliśmy ognisko, upiekliśmy kiełbaski, Astrokosmo spawdzał czy da się szukać nocą przy pomocy laserów i podziwialiśmy bezchmurne nocne niebo z dala od świateł miasta. Całe szczęście, że był z nami Profesor Szymon. Dzięki niemu w godzinę dowiedziałem się więcej na temat gwiazdozbiorów, gwiazd i mgławic niż przez ostatnie 20 lat.
Późnym wieczorem spakowaliśmy się do wesołego czerwonego autobusu i zmęczeni, ale w świetnych humorach rozpoczęliśmy drogę powrotną do domu….
Następna relacje pojawi się dopiero po 20/02 (niestety kalendarz weekendowy do ferii zimowych jest zapchany, a luty to miesiąc oczekiwania na wysoką falę nad Bałtykiem i czas zbioru bursztynów).
Dzięki za udany wspólny wypad: Atrokosmo, Szymon, Krzysztof i Kajoken
dzikimh